Do Wałbrzycha wysłano śmigłowiec LPR z Opola. Karetki przewoziły zakażonych koronawirusem

Mężczyznę, któremu prawdopodobnie zatrzymała się akcja serca, znaleziono w drugi dzień świąt. Leżał nieprzytomny w samochodzie. Dwóch przechodniów postanowiło wezwać pomoc, a następnie rozpoczęli resuscytację. Niestety nie było żadnej wolnej w Wałbrzychu.
Zgłoszenie odebrali dyspozytorzy z Głogowa Wielkopolskiego, którzy przekazali je do Wrocławia.
Jako pierwsi na miejscu pojawili się funkcjonariusze straży pożarnej, którzy mieli zabezpieczyć lądowanie śmigłowca. Strażacy przejęli od przechodniów mężczyznę i kontynuowali resuscytację.
Karetka pojawiła się na miejscu dopiero po 14 minutach od zgłoszenia, jednak nie odwołano śmigłowca LPR z Opola.
Dyspozytor medyczny podjął decyzję o zadysponowaniu lotniczego zespołu ratownictwa medycznego po konsultacji z dyspozytorem krajowym LPR w Warszawie. Jak wynika ze wstępnych wyjaśnień dyspozytora obsługującego zgłoszenie, Lotniczy Zespół Ratownictwa Medycznego nie został odwołany z realizacji zlecenia z uwagi na brak możliwości transportowania pacjenta do szpitala zespołem ratownictwa medycznego, który zadysponowany został do wykonania medycznych czynności ratunkowych.
Zbigniew Mlądzki, dyrektor Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu, pod które podlega CPR/wyborcza.pl
Załoga LPR dołączyła do akcji ratowniczej. Jednak nie udało się uratować 67-letniego mężczyzny.